Katar, a właściwie katarzysko, które nas męczy. Już wydawało mi się, że zwycięstwo jest blisko. Ale to była tylko wygrana bitwa, a nie cała wojna. Od wczoraj atak jest zmasowany i nie wypuszczamy chusteczki z dłoni. Robimy sobie z Pepe weekend wolny od wychodzenia z domu i niepotrzebnych prac i będziemy się grzali. I leczyli na maksa. Cytryna, miód, czosnek i sok malinowy powinny przynieść szybko ulgę, aby w poniedziałek ( Walentynki ;) wrócić do formy i normalnego trybu życia. W końcu leczony czy nieleczony trwa i tak tydzień, więc końcówka powinna być już blisko.
A tak w ogóle, to patrząc za okno, chce się zawołać: byle do wiosny ;)).
piątek, 11 lutego 2011
Oddam gratis, jeszcze dopłacę;))
Posted by Ania&Wojtek on 09:50
0 komentarze:
Prześlij komentarz