Szpital budzi się do życia skoro świt. Podobnie, jak miasto. Od 5 jesteśmy ze współlokatorkami z sali na nogach. Za nami mierzenie tętna dzieci ( i to tak 5 razy dziennie ), ciśnienia i temperatury. Za chwilę pewnie przyjdą pobrać krew ( u mnie na "badania operacyjne" - cokolwiek, ma to znaczyć ).
Potem pewnie śniadanie i obchód. Czekam na ten obchód z utęsknieniem. Chciałabym już wiedzieć,jakie plany ma personel medyczny wobec mnie i naszego Pepe.
Wczoraj mieliśmy z Pepe badanie ktg oraz dokładne usg. Na szczęście Pepe jest cały czas chłopczykiem;)), bo koleżanka z sali dowiedziała się wczoraj, że jej Paulinka jest jednak chłopczykiem. Dziewczyna do dzisiaj jest w szoku, a ma w torbie takie śliczne różowe ciuszki ;)).
Na razie kończymy, słyszę, że zbliża się położna z wózkiem do poboru krwi. A jeszcze i ksiądz zdążył nas odwiedzić;)).
wtorek, 10 maja 2011
Poranek w szpitalu...
Posted by Ania&Wojtek on 06:47
0 komentarze:
Prześlij komentarz