Mamy chwilę do następnego karmienia Pepe, mogę więc napisać pokrótce o pobycie w szpitalu już po narodzinach. Szpital w Pszczynie jest ( ponoć ) przyjazny matce i dziecku. Wg mnie ( i innych mam też ) tylko dziecku ;(. Z perspektywy tygodnia mogę powiedzieć jedno, że każdy uśmiech dziecka pozwala coraz szybciej zapomnieć o tym, co było złe i niemiłe. Pamięta się tylko to, co wzrusza, daje energię i power ;)).
Tak, jak pisałam wczoraj, Pepe od początku dawał znać o sobie. Najpierw na sali operacyjnej, potem już na oddziale. Okazało się, że nasz mały berbeć ma ( nie wiedzieć dlaczego ) awersję do picia mleka prosto z cyca. Przez 6 dni pobytu w szpitalu udowodnił paniom położnym i mnie niestety też, że cyc jest "be" i on nie skorzysta. Wszelkie sposoby, stosowane dotychczas przez położne ( niektóre z kilkudziesięcioletnią praktyką ), w przypadku naszego Pepe nie sprawdziły się. A, że jeść coś trzeba ( szczególnie w tak młodym wieku ;) był karmiony przez większość czasu przez strzykawkę. A na dzień dzisiejszy kompromisem okazało się ściąganie pokarmu laktatorem i podawanie go przez specjalną butelkę, która nie zamyka możliwości późniejszego powrotu do karmienia cycem ( gdyby nasze szczęście zmieniło zdanie ). Dzisiaj się nie udało. Jutro następna próba ;)).
Idę obudzić moich mężczyzn śpiących smacznie w naszym łóżku. Młodszemu trzeba wymienić pieluchę i podać butelkę z mlekiem , większemu dać tylko buzi na dobranoc ;)). A potem szybko śpimy, bo nie wiemy, kiedy Pepe zrobi nam następną pobudkę. Pewnie gdzieś między 2 a 3 w nocy. Od 2 dni każda minuta snu jest naprawdę na wagę złota.
środa, 18 maja 2011
Szpitalnych historii ciąg dalszy...
Posted by Ania&Wojtek on 22:30
0 komentarze:
Prześlij komentarz