Od paru dni takie skrajności smakowe towarzyszą mi na co dzień ;)).
Zrzucam taką zbitkę smaków na uroki ciąży, chociaż i przed stanem błogosławionym nie stroniłam od nich.
Jednak patrząc na ilości spożytych w ostatnich dniach, nierzadko jedno z drugim, to już strach ;)).
Krówki, te z kwiatuszkiem-najlepsze, dojrzałam parę dni temu na zakupach w osiedlowym lewiatanie. Ochota na trufle zmalała prawie do zera, natomiast zapotrzebowanie na słodycze, wprost przeciwnie.
Krówki z kwiatuszkiem doskonale spełniają swoją rolę.
Czosnek również. Zaczęło się od lekkiego przeziębienia. Okazało się, że to faktycznie najlepszy i naturalny antybiotyk, dodatkowo o błyskawicznym działaniu ( za 1 dzień 5 spożytych ząbków postawiło nas na nogi ). Ochota na czosnek nie odeszła z przeziębieniem i teraz w ramach wzmacniania odporności organizmu oraz smaków ( mamusi i bejbika ) jemy sobie każdego dnia.
Mamy świadomość tego, że aromaty czosnku są nie dla wszystkich do zniesienia. Staramy się po spożyciu nie wychodzić już z domu. Ale jacy zdrowi z bejbikiem będziemy ;)).
wtorek, 23 listopada 2010
Czosnek i krówki....
Posted by Ania&Wojtek on 08:59
0 komentarze:
Prześlij komentarz